poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Najprzyjemniej i najprościej pisze się o niczym.



Piszę.
Staram się pisać, mimo, iż uważam, że jest za ładnie na pisanie. Nie myślę tutaj jednak w kategoriach marnowania czasu przed laptopem podczas, gdy na zewnątrz (najbardziej bezpieczna opcja to nie na podwórku, czy na dworze, a właśnie na zewnątrz) możemy doświadczyć długo wyczekiwanej wiosny.

Bardziej mam na myśli fakt, iż jest za ładnie, jest za ładnie samo w sobie; zbyt jasno, zbyt słonecznie, zbyt pogodnie i zbyt zdawałoby się optymistycznie, aby pisać. 

Czy to oznacza więc, że wraz ze zbliżającym się latem, czyli permanentnie piękną pogodą, czeka mnie kilka miesięcy pisaninowej (celowo nie używam słowa ‘pisarskiej’; aż tak zarozumiała nie jestem) posuchy?

wtorek, 16 kwietnia 2013

Niemożliwość nie istnieje, przynajmniej teoretycznie.



Nothing is impossible if you have patience.
Głosił napis na koszulce pewnego jegomościa, którego zobaczyłam dziś wracając do mieszkania z zajęć. Całkiem duży napis, umieszczony na plecach. Koszulka czarna, może lekko spłowiała, ale i tak pomarańczowe litery były na niej doskonale widoczne. Widoczne na tyle, że można mieć wrażenie, iż ten napis krzyczy. Do mnie, na mnie.. Wdziera się do głowy.
Można w takie komunały wierzyć, bądź nie, można je przywłaszczyć jako swoje motto albo stwierdzić, że w twoim przypadku zdecydowanie sprawdza się carpe diem, które nawiasem mówiąc jest chyba jeszcze większą (czego pewnie nie miał w swej intencji Horacy) kliszą.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Nikomu niepotrzebne urodziny.



Napisał do mnie. Nieoczekiwanie napisał do mnie. Zdziwienie zostało zdominowane przez cholerną ciekawość. Kliknęłam na wiadomość. Zaskoczyło mnie jego zdjęcie profilowe.  Nie za bardzo nawet kojarzyłam kim on jest. Ale co tam. Ważne, że napisał.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Byłam głodna, będę gruba.



 [Na wstępie chciałabym zaznaczyć, w razie jakby ktoś się poczuł urażony, że nie miałam intencji obrażenia kogokolwiek.]

Najgorsze są dni kiedy wiesz, że musisz coś zrobić w domu i raczej nie opuszczasz czterech ścian. Odbijasz się od gazety do Internetu, od serialu do facebooka, od ściany do ściany. A najczęściej od czegokolwiek do lodówki.
Istny koszmar. 
Ilość jedzenia zgromadzonego w brzuchu czy jelitach jest wprost proporcjonalna do czasu spędzonego w domu (taka poświąteczna refleksja). Nawet jeżeli nie znajdujemy się w stanie kompletnej bezczynności, bo przecież w domu tez czasem coś trzeba zrobić; wyprasować ubrania, zmyć podłogi, sprzątnąć chomikowi w klatce, poukładać rzeczy w szafie, bo rządki t-shirtów i swetrów nie są całkiem równe..to i tak jest to jedno wstydliwe zjawisko wynikające z Kryszna wie czego;