niedziela, 7 kwietnia 2013

Byłam głodna, będę gruba.



 [Na wstępie chciałabym zaznaczyć, w razie jakby ktoś się poczuł urażony, że nie miałam intencji obrażenia kogokolwiek.]

Najgorsze są dni kiedy wiesz, że musisz coś zrobić w domu i raczej nie opuszczasz czterech ścian. Odbijasz się od gazety do Internetu, od serialu do facebooka, od ściany do ściany. A najczęściej od czegokolwiek do lodówki.
Istny koszmar. 
Ilość jedzenia zgromadzonego w brzuchu czy jelitach jest wprost proporcjonalna do czasu spędzonego w domu (taka poświąteczna refleksja). Nawet jeżeli nie znajdujemy się w stanie kompletnej bezczynności, bo przecież w domu tez czasem coś trzeba zrobić; wyprasować ubrania, zmyć podłogi, sprzątnąć chomikowi w klatce, poukładać rzeczy w szafie, bo rządki t-shirtów i swetrów nie są całkiem równe..to i tak jest to jedno wstydliwe zjawisko wynikające z Kryszna wie czego;
Podjadanie. Raz michałek, raz raffaelo, innym razem lizak, albo serek wiejski, jakaś czekolada, czy sucharek. Jak się zacznie jeść to ciężko skończyć.
Niby nie ma uczucia realnego głodu, głodu, który skleja wnętrzności czy wydziera pustkę w narządach wewnętrznych, za to jest uczucie nudy, czy też po prostu prozaiczne, bezsensowne ‘coś bym sobie zjadł’. 
I tak zaczynają się wycieczki od lodówki do szafek ze słodyczami. Wędrówki nasilają się w dniach szczególnie naznaczonych chęcią spożycia czegoś słodkiego, kalorycznego. Zawsze trzeba mieć w lodówce jakieś jabłko albo pomarańczę, pomelo. To chyba lepsze jak milka z orzechami i toffi..

Dziś zdziwiłam się ile człowiek (czyli ja) może zjeść ‘kromek’ pieczywa chrupkiego na śniadanie (dość późne śniadanie, bardziej pora obiadowa, przynajmniej w domach ludzi starej daty, bo takie ok. 13 godziny to było śniadanie). Zdziwiłam i przeraziłam, gdy na opakowaniu zauważyłam ile niby ich tam w środku było. Pociesza mnie fakt że produkt był opatrzony słówkiem fit. Fit, niskokaloryczne, tylko jedna kaloria, zero cukru- te wszystkie piękne slogany, którymi karmią się głodni niechcący przytyć a chcący jeść, czy pić.
Zabawny jest fakt, że w asortymencie pewnej firmy sprzedającej płatki śniadaniowe jest musli z czekoladą. Oczywiście wszystko pod fit i pomagającym uzyskać wymarzoną sylwetkę - płaszczykiem.
Podobno za każda przyjemność kiedyś będzie trzeba zapłacić. Ale dlaczego akurat w kilogramach?
(Ktoś kiedyś powiedział, że ‘’Wszystko, co dobre w życiu, jest nielegalne, niemoralne albo tuczące’’. W dużej mierze jest to prawda. Ostatecznie z nietuczących przyjemności i legalnych, oczywiście, po osiągnięciu pewnego wieku, zostaje nam seks. Niby jest jeszcze trzecie kryterium, jednak ciężko by cokolwiek spełniało aż te trzy. A teraz, lepiej być niemoralnym niż grubym.)

To niesamowite ile czasu przeciętna kobieta poświęca w ciągu swojego życia na przejmowanie się tym co i w jakich ilościach pochłonęła. 
Również się przejmuję - czasem. Częściej, bądź permanentnie zacznę, gdy przez wystający brzuch przestanę widzieć własne stopy. Nie no, przesadzam. Dano mi zapas piętnastu kilogramów, które mogę w razie czego sobie utyć (ale po co?!). Zapas, którego i tak nie zamierzam przekraczać. 

Zaczyna robić się cieplej. Coraz dłużej jest jasno na dworze. Już za chwilę, za moment, będzie trzeba zrzucić zimowe płaszcze, grube puchowe kurtki. Nikt nie chce by wyszło na jaw, że to nie tylko puchowa kurtka sprawiała wrażenie, że jest się jak beczułka, czy szafa z pełnym wyposażeniem. Teraz się zacznie- jedyny chyba wyścig by coś zgubić a nie zdobyć.

2 komentarze: