wtorek, 16 kwietnia 2013

Niemożliwość nie istnieje, przynajmniej teoretycznie.



Nothing is impossible if you have patience.
Głosił napis na koszulce pewnego jegomościa, którego zobaczyłam dziś wracając do mieszkania z zajęć. Całkiem duży napis, umieszczony na plecach. Koszulka czarna, może lekko spłowiała, ale i tak pomarańczowe litery były na niej doskonale widoczne. Widoczne na tyle, że można mieć wrażenie, iż ten napis krzyczy. Do mnie, na mnie.. Wdziera się do głowy.
Można w takie komunały wierzyć, bądź nie, można je przywłaszczyć jako swoje motto albo stwierdzić, że w twoim przypadku zdecydowanie sprawdza się carpe diem, które nawiasem mówiąc jest chyba jeszcze większą (czego pewnie nie miał w swej intencji Horacy) kliszą.
Powiedzenie- naznaczone trochę nieodpowiedzialnością a trochę niechęcią do ponoszenia konsekwencji za swoje czyny. Żyję dniem i mam to gdzieś, czy jutro obok Ciebie się obudzę, czy może to nie będziesz jednak Ty, czy to co mówię Ciebie boli, czy nie, czy jak wsiądę do tego auta to z niego wysiądę, czy nie zamarznę w tej wodzie albo czy teraz, gdy wyjdę do sklepu po mleko nie potrąci mnie (znowu) samochód.Głupota zasłaniana iluzją tego jakim to szalonym i przezajebistym nie jest dany osobnik.

Nothing is impossible if you have patience.  
Poważnie? A jeżeli tej cierpliwości nie mam to moje życie jest serią porażek? Cóż, w pewnym sensie jest, ale czy to jest akurat wina braku cierpliwości? 

Nie miałam cierpliwości do wielu rzeczy, przyznaję. Jeżeli Ty czytelniku też, daj mi znać, będę czuła się mniej głupio, bo zamierzam napisać do czego między innymi nie miałam cierpliwości w moim krótkim, naznaczonym piegami, życiu. 

Nie miałam cierpliwości do nauki gry na gitarze. To takie koszmarne, że nic nie wychodzi na początku, a w momencie, gdy coś nie wychodzi na początku pojawiają się myśli o braku talentu, o braku drygu. A przecież byłabym w stanie nauczyć się (czegoś więcej poza początkiem do Nothing else matters, bo przecież każdy potrafi zagrać) gry na gitarze, gdybym tylko nie denerwowała się, że nie wychodzi, że to zbyt wolno mi przychodzi. Moja nauka gry na gitarze skończyła się po dwóch dniach, co jest dość żałosne. I wstydliwe. Jednak dochodzę do wniosku, że im starsza jestem tym mniejsze ma dla mnie znaczenie, to czy się ośmieszę, czy nie. Przynajmniej tak sobie implikuję. 

Nie miałam cierpliwości do samotnych ćwiczeń, które sama sobie wyznaczałam. Najczęściej miałam zamiar robić brzuszki. Wytrzymywałam góra dwa tygodnie, bo dochodziłam do wniosku, że to jest zbyt nudne. I że rezultatów nie widać, więc po co? 

Chęć posiadania wszystkiego jak najszybciej, po jak najmniejszym wysiłku i najmniejszej linii oporu jest chyba znakiem naszych czasów, nas. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że jak coś chcemy dostać- dostajemy to natychmiastowo. 
Teraz albo wcale. 
Pragnienia bardzo szybko się dezaktualizują.

Nie miałam cierpliwości do nauki jazdy na rowerze. Nauka była jednak długa, żmudna i bolesna. Złożona z kilku osób, które próbowały mnie tego nauczyć, złożona z podartych spodni, siniaków i rozciętych kolan. Ale udało się, chociaż przypuszczam, że jakbym teraz wsiadła na rower – najprawdopodobniej bym się wywróciła. 

Nie miałam cierpliwości do matematyki, fizyki, chemii. Ewentualnie to te przedmioty nie miały cierpliwości do mnie. Jak to woli. Jakkolwiek maturę zdałam, z czego jestem dumna, a przynajmniej zadowolona, bo to otworzyło mi drogę do moich pierwszych studiów, o których też mogę powiedzieć, że nie miałam do nich cierpliwości. Nie miałam do nich cierpliwości, bo nie spełniły żadnych moich oczekiwań. Z drugiej strony można powiedzieć, że nawet nie miały kiedy, ponieważ to był tylko rok. Ale czy przez rok nie można zobaczyć chociaż światełka w tunelu, które może wskazać nabycie potencjalnych umiejętności, wiedzy, obycia..czegokolwiek? Chyba jednak rok to wystarczający kawał czasu, by mogło nastąpić jakieś małe objawienie. Pieprzona studencka iluminacja, która jest jednak czymś więcej jak odkryciem, że na studiach się chudnie, albo, że wszyscy dookoła mieli rację i to miasto, ta uczelnia były błędem. Dobrą stroną błędów jest jednak to że z nawet najgorszych i najgłupszych może dla nas wyniknąć coś przyjemnego.  

Nie miałam cierpliwości być dbać o uczucia; wzbudzone w kimś innym, moje - nieważne, bo to już historia. Mając tę wiedzę, głupio byłoby ten sam błąd popełnić znowu. Jednak już będąc w drugiej klasie liceum zauważyłam, że kto jak kto, ale ja się na błędach nie uczę. 

Nothing is impossible if you have patience. Cierpliwość na pewno możew wielu kwestiach pomóc. Jest przede wszystkim czynnikiem, który moża zmiejszyc znacząco występowanie tzw. słomianego zapału.
Tylko nie ma się, co oszukiwać, nie w każdym wypadku jest to podstawa sukcesu.  Bywa tak, że to naprawdę nie jest istotne ile czasu poświęcimy na coś, bo to i tak nie wyjdzie. I tak nie ma szans na powodzenie. Tak jak np. mój sąsiad zza ściany; odkąd tu mieszkam (czyli od października) on męczy dwie melodie na gitarze elektrycznej i wciąż daleko mu do wersji przyzwoitych, a pisząc przyzwoitych mam na myśli jedynie takie wykonania w trakcie których nie chce się pozbawić siebie samych uszu.
Takie życzenie na koniec; chciałabym być cierpliwa/ mieć więcej cierpliwości.
I wierzyć, nie bezpodstawnie, że cierpliwość kiedyś zostanie wynagrodzona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz