Nothing is impossible
if you have patience.
Głosił napis na koszulce pewnego jegomościa,
którego zobaczyłam dziś wracając do mieszkania z zajęć. Całkiem duży napis,
umieszczony na plecach. Koszulka czarna, może lekko spłowiała, ale i tak
pomarańczowe litery były na niej doskonale widoczne. Widoczne na tyle, że można
mieć wrażenie, iż ten napis krzyczy. Do mnie, na mnie.. Wdziera się do głowy.
Można w takie komunały wierzyć, bądź nie, można je
przywłaszczyć jako swoje motto albo stwierdzić, że w twoim przypadku
zdecydowanie sprawdza się carpe diem,
które nawiasem mówiąc jest chyba jeszcze większą (czego pewnie nie miał w swej intencji Horacy) kliszą.
Powiedzenie- naznaczone
trochę nieodpowiedzialnością a trochę niechęcią do ponoszenia konsekwencji za
swoje czyny. Żyję dniem i mam to gdzieś, czy jutro obok Ciebie się obudzę, czy
może to nie będziesz jednak Ty, czy to co mówię Ciebie boli, czy nie, czy jak
wsiądę do tego auta to z niego wysiądę, czy nie zamarznę w tej wodzie albo czy
teraz, gdy wyjdę do sklepu po mleko nie potrąci mnie (znowu) samochód.Głupota zasłaniana iluzją tego jakim to szalonym i przezajebistym nie jest dany osobnik.
Nothing is impossible
if you have patience.
Poważnie? A jeżeli tej cierpliwości nie mam to
moje życie jest serią porażek? Cóż, w pewnym sensie jest, ale czy to jest
akurat wina braku cierpliwości?
Nie miałam cierpliwości do wielu rzeczy, przyznaję. Jeżeli
Ty czytelniku też, daj mi znać, będę czuła się mniej głupio, bo zamierzam
napisać do czego między innymi nie miałam cierpliwości w moim krótkim,
naznaczonym piegami, życiu.
Nie miałam cierpliwości do nauki gry na gitarze. To takie
koszmarne, że nic nie wychodzi na początku, a w momencie, gdy coś nie wychodzi
na początku pojawiają się myśli o braku talentu, o braku drygu. A przecież
byłabym w stanie nauczyć się (czegoś więcej poza początkiem do Nothing else matters, bo przecież każdy
potrafi zagrać) gry na gitarze, gdybym tylko nie denerwowała się, że nie
wychodzi, że to zbyt wolno mi przychodzi. Moja nauka gry na gitarze skończyła
się po dwóch dniach, co jest dość żałosne. I wstydliwe. Jednak dochodzę do
wniosku, że im starsza jestem tym mniejsze ma dla mnie znaczenie, to czy się
ośmieszę, czy nie. Przynajmniej tak sobie implikuję.
Nie miałam cierpliwości do samotnych ćwiczeń, które sama
sobie wyznaczałam. Najczęściej miałam zamiar robić brzuszki. Wytrzymywałam góra
dwa tygodnie, bo dochodziłam do wniosku, że to jest zbyt nudne. I że rezultatów
nie widać, więc po co?
Chęć posiadania wszystkiego jak najszybciej, po jak
najmniejszym wysiłku i najmniejszej linii oporu jest chyba znakiem naszych
czasów, nas. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że jak coś chcemy dostać-
dostajemy to natychmiastowo.
Teraz albo wcale.
Pragnienia bardzo szybko się dezaktualizują.
Nie miałam cierpliwości do nauki jazdy na rowerze. Nauka
była jednak długa, żmudna i bolesna. Złożona z kilku osób, które próbowały mnie
tego nauczyć, złożona z podartych spodni, siniaków i rozciętych kolan. Ale
udało się, chociaż przypuszczam, że jakbym teraz wsiadła na rower –
najprawdopodobniej bym się wywróciła.
Nie miałam cierpliwości do matematyki, fizyki, chemii.
Ewentualnie to te przedmioty nie miały cierpliwości do mnie. Jak to woli. Jakkolwiek
maturę zdałam, z czego jestem dumna, a przynajmniej zadowolona, bo to otworzyło
mi drogę do moich pierwszych studiów, o których też mogę powiedzieć, że nie
miałam do nich cierpliwości. Nie miałam do nich cierpliwości, bo nie spełniły
żadnych moich oczekiwań. Z drugiej strony można powiedzieć, że nawet nie miały
kiedy, ponieważ to był tylko rok. Ale czy przez rok nie można zobaczyć chociaż
światełka w tunelu, które może wskazać nabycie potencjalnych umiejętności,
wiedzy, obycia..czegokolwiek? Chyba jednak rok to wystarczający kawał czasu, by
mogło nastąpić jakieś małe objawienie. Pieprzona studencka iluminacja, która
jest jednak czymś więcej jak odkryciem, że na studiach się chudnie, albo, że
wszyscy dookoła mieli rację i to miasto, ta uczelnia były błędem. Dobrą stroną błędów
jest jednak to że z nawet najgorszych i najgłupszych może dla nas wyniknąć coś
przyjemnego.
Nie miałam cierpliwości być dbać o uczucia; wzbudzone w kimś innym, moje - nieważne, bo to już historia. Mając tę
wiedzę, głupio byłoby ten sam błąd popełnić znowu. Jednak już będąc w drugiej klasie liceum zauważyłam,
że kto jak kto, ale ja się na błędach nie uczę.
Nothing is impossible
if you have patience. Cierpliwość na pewno możew wielu kwestiach pomóc. Jest
przede wszystkim czynnikiem, który moża zmiejszyc znacząco występowanie tzw. słomianego zapału.
Tylko nie ma się, co
oszukiwać, nie w każdym wypadku jest to podstawa sukcesu. Bywa tak, że to naprawdę nie jest istotne ile
czasu poświęcimy na coś, bo to i tak nie wyjdzie. I tak nie ma szans na
powodzenie. Tak jak np. mój sąsiad zza ściany; odkąd tu mieszkam (czyli od
października) on męczy dwie melodie na gitarze elektrycznej i wciąż daleko mu
do wersji przyzwoitych, a pisząc przyzwoitych mam na myśli jedynie takie
wykonania w trakcie których nie chce się pozbawić siebie samych uszu.
Takie życzenie na koniec; chciałabym być cierpliwa/ mieć
więcej cierpliwości.
I wierzyć, nie bezpodstawnie, że cierpliwość kiedyś zostanie
wynagrodzona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz