Tym razem, po czasie dość długiej absencji, chciałabym się zająć raczej błahą
kwestią, ale dotyczącą wszystkich ludzi
oglądających seriale i filmy.
Otóż odnoszę nieodparte wrażenie, że mimo iż zazwyczaj
(wyłączając gatunki filmowe z założenia mające nie mieć za wiele wspólnego z
życiem codziennym mieszkańców tej planety) to, co oglądamy ma nam życie
przybliżyć lub je naśladować, odzwierciedlać – twórcy jakby o tym zapominają. Ewentualnie ich własne życie bardziej przypomina filmową produkcję.
To znaczy- kto z Was po domu/ mieszkaniu chodzi w butach?
Gość gościem jego o zdjęcie butów ponoć nie wypada, ale domownik pomykający po
parkiecie w kozakach, serio? Kto tak robi? Osobiście wolałabym widok skarpetek
albo kapci.
Każda filmowa albo serialowa gospodyni domowa piecze, gotuje
i sprząta w czyściutkim, świetnie dopasowanym kostiumie. Fryzura wygląda jakby
przed chwilą wyszła od fryzjera. Postać bardziej, jak kobietę zajmującą pieczeniem
ciasta czy faszerowaniem kurczaka, przypomina modelką z żurnala albo Poradnika
domowego. Umówmy się- nikt kto gotuje nie ubiera się w najlepsze i najdroższe
ciuchy, i praktycznie zawsze- można się czymś pobrudzić.
Na widok porozrzucanych męskich skarpetek też żadna
kobieta się nie uśmiechnie ani nie wzruszy. No, poza tą serialową/filmową. Albo
Perfekcyjną Panią domu- hura! Skarpetki na podłodze, mogę posprzątać.
Inna sprawa to piękny i doskonały makijaż u bohaterek.
Zawsze. Nieważne, czy pływają w basenie,
brodzą w deszczu, kładą się spać, czy dopiero co otworzyły oczy.
Wydaje
mi się, że jest jednak dość długa tradycja.
Już w "Niagarze" z 1953 roku postać Rose, chcącej zabić swego
chorobliwie zazdrosnego męża, budzi się z uroczo pomalowanymi rzęsami i doskonale
nałożoną czerwoną szminką, której nie naruszy nawet filtr papierosa przyłożony
do ust. Ach, to Hollywood.
Ktoś mi kiedyś mówił o zarzucie względem kinematografii,
który gdzieś tam przeczytał - a mianowicie, że nigdy nie pokazują w filmach/serialach
postaci w toalecie. Myślę, że osoba wysuwająca to oskarżenie, powinna poczuć
się usatysfakcjonowana widząc w serialowej toalecie, nie tylko ludzi mówiących o defekacji ale i sam produkt tej jakże codziennej czynności.
Mam tu na myśli oczywiście fragment z odcinka "Pamiętników z wakacji". Nie
udawajcie, że nie oglądaliście chociaż jednego odcinka. Tak sobie teraz myślę,
że jeżeli w tej produkcji i jej podobnych, historie bazują na prawdziwych
przeżyciach, to żyjemy w bardzo dziwnym społeczeństwie. Jeszcze co do
wstydliwego tematu fekaliów – kilka minut poświęcił im też reżyser filmu "Job, ostatnia
szara komórka". Jakkolwiek, jeżeli w filmie lub serialu pokazywana jest
toaleta a w niej bohaterowie – najczęściej albo się malują (kobiety), albo
biorą prysznic lub kąpiel w pianie( i tu chyba też najczęściej kobiety, bo co
to za radość i ucieka cha pokazywać i oglądać nagiego faceta) tudzież się
kłócą.
Filmowi lub serialowi bohaterowie strasznie szybko
odpuszczają. Kłócą się z inna postacią i gdy ta odchodzi – oni stoją w miejscu,
krzykną sobie jej imię ze dwa razy po czym ze zrezygnowana miną idą w swoją
stronę. Robi ktoś z Was tak? Mi się wydaje, że ludzie tak po prostu nie
odchodzą kiedy mogą nawtykać drugiej osobie. A jeżeli już odejdą to drugie
ogniwo kłótni albo dogoni to uciekające, albo to pierwsze ogniwo wróci do
drugiego. Po co? A po ty by się pogodzić lub kłócić dalej.
Ostatnio mój facet zapoznał mnie ze swoją obserwacją.
Mianowicie- dziewczyny oglądając seriale, komedie romantyczny czy jakiekolwiek
inne twory zachowują się zgoła inaczej i myślą, ze w takiej sytuacji zachowałyby się inaczej niż rzeczywiście wyglądałby ich reakcja.
I w sumie tak jest.
Nieśmiałemu chłopakowi z ekranu współczują i
przeżywają z nim jego niepowodzenia- tego nieśmiałego z ich otoczenia uważają
za ciotę, dziwaka a w najlepszym wypadku za odludka.
Temu, który zakochał się w dziewczynie nie odwzajemniającej jego uczuć – też
współczują, pojawia się nawet w tym dziewczyńskim umyśle myśl jak ona może go
nie chcieć, jak mogła go odtrącić, głupia suka.
W takich momentach nie myślimy
o tym ilu chłopaków nam zdarzyło się odtrącić, zdeptać ich bijące serduszka lub
wykastrować za pomocą dwóch słów (Zostańmy przyjaciółmi – wersja łagodna) lub za
pomocą jednego wpędzić w kompleksy i antypatię do kobiet (Spieprzaj- wersja
mało łagodna).
Romantyczne filmowe historyjki przeważnie opatrzone są
cichymi kobiecymi westchnieniami pt. Też bym tak chciała.
Jednak jeżeli zdarzy
się coś podobnego- najczęściej nie jest to nawet docenione a przejaw
romantyczności u faceta doszczętnie zjechany. Niespodzianka z wyjściem ; Mamy gdzieś wyjść? Takie niespodziewanie?
Przecież w dresie siedzę, przygotować się muszę! A w ogóle to powinieneś mnie
uprzedzić!
Inny scenariusz w którym pojawia się męska inwencja co do miłego gestu względem wybranki serca ; kwiatki. ‘Nie lubię róż’ A jeżeli kwiaty są
trafione zaś kolor nie- też można o tym wspomnieć ‘Nie było białych?’
Tak
jakby wszystko we wnętrz krzyczało Muszę być wredną suką!
Te wewnętrzne krzyki
nie przeszkadzają oczywiście marzyć o scenariuszach rodem z filmów.
To ja może odniosę się do dwóch pierwszych kwestii, bo o tej trzeciej (z racji innej płci) wiem niewiele.
OdpowiedzUsuńTo jasne, że jest pewna przesada w budzeniu się w pełnym makijażu i z idealną fryzurą, ale to nie jest też uniwersalna zasada. Filmów, w których takie chwyty są stosowane nie oglądasz po to, żeby odkryć życiowe prawdy czy zobaczyć swoje odbicie w zwierciadle przechadzającym się po ulicy. Takie filmy (zwykle różne odmiany komedii) ogląda się by poczuć się lepiej, a zadanie to nie mogłoby zostać spełnione w tak wysokim stopniu z bardziej "życiowymi" postaciami.
Co do tematów toaletowych, to akurat się nie zgodzę. Jest mnóstwo filmów, w których bohaterowie korzystają z toalety nie tylko do poprawiania makijażu. Od defekacji po masturbację, twórcy naprawdę nie boją się już pokazywać tej sfery. Oczywiście znowu jest to zależne od gatunku, bo w płytkich komediach może to być pretekst do żartów o pierdzeniu, ale już w takim "Wstydzie" w toalecie podkreślany jest rozmiar (przypadkowa dwuznaczność) problemu bohatera.
Co do odnoszenia się do bohaterów. Ja wstydzę się za tych z niewyparzoną gębą i nie żałuję tych, którzy sami są sobie winni. Natomiast lubię odnajdywać na ekranie siebie i relacje, które mam z innymi, co ostatnio udało mi się dojrzeć w "Czasie na miłość", w którym bohater jest bardzo "życiowy" poza tym, że potrafi podróżować w czasie.
Pozdrawiam
Paweł P.
Nie pisałam o wszystkich rodzajach filmów jakie na tym świecie wymyślono, a o tych, które akurat miałam w pamięci.
OdpowiedzUsuńNie jestem do końca przekonana, czy rzeczywiście każdemu komedie poprawiają nastrój.
W tego typu produkcjach zazwyczaj akcja kończy się pięknie, widać tęczę i parę odjeżdżającą na śnieżnobiałym wierzchowcu (metaforycznie rzecz ujmując).
Po obejrzanym filmie następuje powrót do rzeczywistości. Nie ma już bajki, jest życie to i tu, teraz.
W filmach wszystko jest wspaniałe a życie jawi się niczym zbiór mniejszych i większych niepowodzeń. I nikt nie może nam zagwarantować, że i my odjedziemy w stronę zachodzącego słońca. Albo, że to życie będzie fascynujące.
Ale to rzeczywiście; to czy komuś komedia poprawia, czy pogarsza nastrój - zależy od człowieka.
Do ujęć w toalecie; dopiero po przeczytaniu Twojego komentarza przypomniała mi się scena z eksplodująca toaletą z "Wielkiego żarcia" albo toaletowa podróż w "Trainspotting".
Dzięki za tak obszerny komentarz!