niedziela, 15 września 2013

Rzeczywistość a quasi-rzeczywistość, czyli krótko o czymś o czym nie mam pojęcia.



Tym razem, po czasie dość długiej absencji, chciałabym się zająć raczej błahą kwestią, ale  dotyczącą wszystkich ludzi oglądających seriale i filmy. 

Otóż odnoszę nieodparte wrażenie, że mimo iż zazwyczaj (wyłączając gatunki filmowe z założenia mające nie mieć za wiele wspólnego z życiem codziennym mieszkańców tej planety) to, co oglądamy ma nam życie przybliżyć lub je naśladować, odzwierciedlać – twórcy jakby o tym zapominają. Ewentualnie ich własne życie bardziej przypomina filmową produkcję.

To znaczy- kto z Was po domu/ mieszkaniu chodzi w butach? Gość gościem jego o zdjęcie butów ponoć nie wypada, ale domownik pomykający po parkiecie w kozakach, serio? Kto tak robi? Osobiście wolałabym widok skarpetek albo kapci.


Każda filmowa albo serialowa gospodyni domowa piecze, gotuje i sprząta w czyściutkim, świetnie dopasowanym kostiumie. Fryzura wygląda jakby przed chwilą wyszła od fryzjera. Postać bardziej, jak kobietę zajmującą pieczeniem ciasta czy faszerowaniem kurczaka, przypomina modelką z żurnala albo Poradnika domowego. Umówmy się- nikt kto gotuje nie ubiera się w najlepsze i najdroższe ciuchy, i praktycznie zawsze- można się czymś pobrudzić. 
Na widok porozrzucanych męskich skarpetek też żadna kobieta się nie uśmiechnie ani nie wzruszy. No, poza tą serialową/filmową. Albo Perfekcyjną Panią domu- hura! Skarpetki na podłodze, mogę posprzątać. 

Inna sprawa to piękny i doskonały makijaż u bohaterek. Zawsze. Nieważne, czy  pływają w basenie, brodzą w deszczu, kładą się spać, czy dopiero co otworzyły oczy. 
Wydaje mi się, że jest jednak dość długa tradycja.  Już w "Niagarze" z 1953 roku postać Rose, chcącej zabić swego chorobliwie zazdrosnego męża, budzi się z uroczo pomalowanymi rzęsami i doskonale nałożoną czerwoną szminką, której nie naruszy nawet filtr papierosa przyłożony do ust. Ach, to Hollywood. 

Ktoś mi kiedyś mówił o zarzucie względem kinematografii, który gdzieś tam przeczytał - a mianowicie, że nigdy nie pokazują w filmach/serialach postaci w toalecie. Myślę, że osoba wysuwająca to oskarżenie, powinna poczuć się usatysfakcjonowana widząc w serialowej toalecie, nie tylko ludzi mówiących o defekacji ale i sam produkt tej jakże codziennej czynności. Mam tu na myśli oczywiście fragment z odcinka "Pamiętników z wakacji". Nie udawajcie, że nie oglądaliście chociaż jednego odcinka. Tak sobie teraz myślę, że jeżeli w tej produkcji i jej podobnych, historie bazują na prawdziwych przeżyciach, to żyjemy w bardzo dziwnym społeczeństwie. Jeszcze co do wstydliwego tematu fekaliów – kilka minut poświęcił im też reżyser filmu "Job, ostatnia szara komórka". Jakkolwiek, jeżeli w filmie lub serialu pokazywana jest toaleta a w niej bohaterowie – najczęściej albo się malują (kobiety), albo biorą prysznic lub kąpiel w pianie( i tu chyba też najczęściej kobiety, bo co to za radość i ucieka cha pokazywać i oglądać nagiego faceta) tudzież się kłócą. 

Filmowi lub serialowi bohaterowie strasznie szybko odpuszczają. Kłócą się z inna postacią i gdy ta odchodzi – oni stoją w miejscu, krzykną sobie jej imię ze dwa razy po czym ze zrezygnowana miną idą w swoją stronę. Robi ktoś z Was tak? Mi się wydaje, że ludzie tak po prostu nie odchodzą kiedy mogą nawtykać drugiej osobie. A jeżeli już odejdą to drugie ogniwo kłótni albo dogoni to uciekające, albo to pierwsze ogniwo wróci do drugiego. Po co? A po ty by się pogodzić lub kłócić dalej. 

Ostatnio mój facet zapoznał mnie ze swoją obserwacją. Mianowicie- dziewczyny oglądając seriale, komedie romantyczny czy jakiekolwiek inne twory zachowują się zgoła inaczej i myślą, ze w takiej sytuacji zachowałyby się inaczej niż rzeczywiście wyglądałby ich reakcja. 
I w sumie tak jest. 
Nieśmiałemu chłopakowi z ekranu współczują i przeżywają z nim jego niepowodzenia- tego nieśmiałego z ich otoczenia uważają za ciotę, dziwaka a w najlepszym wypadku za odludka.
Temu, który zakochał się w dziewczynie  nie odwzajemniającej jego uczuć – też współczują, pojawia się nawet w tym dziewczyńskim umyśle myśl jak ona może go nie chcieć, jak mogła go odtrącić, głupia suka
W takich momentach nie myślimy o tym ilu chłopaków nam zdarzyło się odtrącić, zdeptać ich bijące serduszka lub wykastrować za pomocą dwóch słów (Zostańmy przyjaciółmi – wersja łagodna) lub za pomocą jednego wpędzić w kompleksy i antypatię do kobiet (Spieprzaj- wersja mało łagodna).

Romantyczne filmowe historyjki przeważnie opatrzone są cichymi kobiecymi westchnieniami pt. Też bym tak chciała
Jednak jeżeli zdarzy się coś podobnego- najczęściej nie jest to nawet docenione a przejaw romantyczności u faceta doszczętnie zjechany. Niespodzianka z wyjściem ;  Mamy gdzieś wyjść? Takie niespodziewanie? Przecież w dresie siedzę, przygotować się muszę! A w ogóle to powinieneś mnie uprzedzić!

Inny scenariusz w którym pojawia się męska inwencja co do miłego gestu względem wybranki serca ; kwiatki. ‘Nie lubię róż’ A jeżeli kwiaty są trafione zaś kolor nie- też można o tym wspomnieć ‘Nie było białych?’ 
Tak jakby wszystko we wnętrz krzyczało Muszę być wredną suką
Te wewnętrzne krzyki nie przeszkadzają oczywiście marzyć o scenariuszach rodem z filmów.

2 komentarze:

  1. To ja może odniosę się do dwóch pierwszych kwestii, bo o tej trzeciej (z racji innej płci) wiem niewiele.

    To jasne, że jest pewna przesada w budzeniu się w pełnym makijażu i z idealną fryzurą, ale to nie jest też uniwersalna zasada. Filmów, w których takie chwyty są stosowane nie oglądasz po to, żeby odkryć życiowe prawdy czy zobaczyć swoje odbicie w zwierciadle przechadzającym się po ulicy. Takie filmy (zwykle różne odmiany komedii) ogląda się by poczuć się lepiej, a zadanie to nie mogłoby zostać spełnione w tak wysokim stopniu z bardziej "życiowymi" postaciami.

    Co do tematów toaletowych, to akurat się nie zgodzę. Jest mnóstwo filmów, w których bohaterowie korzystają z toalety nie tylko do poprawiania makijażu. Od defekacji po masturbację, twórcy naprawdę nie boją się już pokazywać tej sfery. Oczywiście znowu jest to zależne od gatunku, bo w płytkich komediach może to być pretekst do żartów o pierdzeniu, ale już w takim "Wstydzie" w toalecie podkreślany jest rozmiar (przypadkowa dwuznaczność) problemu bohatera.

    Co do odnoszenia się do bohaterów. Ja wstydzę się za tych z niewyparzoną gębą i nie żałuję tych, którzy sami są sobie winni. Natomiast lubię odnajdywać na ekranie siebie i relacje, które mam z innymi, co ostatnio udało mi się dojrzeć w "Czasie na miłość", w którym bohater jest bardzo "życiowy" poza tym, że potrafi podróżować w czasie.

    Pozdrawiam
    Paweł P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie pisałam o wszystkich rodzajach filmów jakie na tym świecie wymyślono, a o tych, które akurat miałam w pamięci.

    Nie jestem do końca przekonana, czy rzeczywiście każdemu komedie poprawiają nastrój.
    W tego typu produkcjach zazwyczaj akcja kończy się pięknie, widać tęczę i parę odjeżdżającą na śnieżnobiałym wierzchowcu (metaforycznie rzecz ujmując).
    Po obejrzanym filmie następuje powrót do rzeczywistości. Nie ma już bajki, jest życie to i tu, teraz.
    W filmach wszystko jest wspaniałe a życie jawi się niczym zbiór mniejszych i większych niepowodzeń. I nikt nie może nam zagwarantować, że i my odjedziemy w stronę zachodzącego słońca. Albo, że to życie będzie fascynujące.
    Ale to rzeczywiście; to czy komuś komedia poprawia, czy pogarsza nastrój - zależy od człowieka.

    Do ujęć w toalecie; dopiero po przeczytaniu Twojego komentarza przypomniała mi się scena z eksplodująca toaletą z "Wielkiego żarcia" albo toaletowa podróż w "Trainspotting".

    Dzięki za tak obszerny komentarz!

    OdpowiedzUsuń