piątek, 20 września 2013

Powinność starszej siostry, czyli bycie zastępstwem na zebraniu rodziców



Bycie starszą siostrą związane jest  z wieloma nieprzyjemnymi sytuacjami, zaskakującymi, śmiesznymi, przerażającymi, denerwującymi. I w sumie można by tak wymieniać praktycznie w nieskończoność. Czasem zdarzają się takie, które nas zaskakują. Głównie tym, że trzeba w nich partycypować. 
Wczoraj, już po raz trzeci, byłam na szkolnym zebraniu.

Pierwsze zebranie na które poszłam, było gdy siostra jeszcze była w gimnazjum. W szkole, którą i ja kończyłam. Szłam na zebranie, które miał prowadzić mój były nauczyciel geografii a jej aktualny wychowawca.
Pamiętam, że mnie poznał, być może trochę się zdziwił, że starsza siostra się zjawiła. 
Pamiętam też tych rodziców; takich nijakich, siedzących cicho w ławkach, chcących dostać karteczki z ocenami swoich dzieci (dziennik elektroniczny jeszcze nie był w użyciu), usprawiedliwić nieobecności i pójść do domów. 
To zebranie trwało około kwadransa. 

W zeszłym roku moja siostra poszła do liceum. I znowu wybrała tę samą szkołę co ja.
Pierwsze zebranie w jedynce na jakie poszłam było ogólnie pierwszym zebraniem w ciągu roku. Rodzice patrzą to na siebie to na wychowawcę klasy, to na mnie. Bo ja tam wiekiem trochę nie pasowałam. 
Wychowawca klasy skojarzył mnie ze szkolnego korytarza. Albo zapamiętał to jak zabrał mi karty z gołymi babami. Jedyne karty, które posiadałam (zresztą i tak pożyczone), zostały mi skonfiskowane a ja sama zostałam oskarżona o rozpowszechnianie niestosownych obrazków. Dostałam uwagę. Chyba była to moja jedyna uwaga na całe trzy lata liceum.
Wracając do tematu zebrania; rodzice bywają na nich dziwaczni. Próbują żartować, ale jakoś za bardzo nie wychodzi im to. Niby każdy chce wyjść jak najszybciej, ale w nieskończoność przedłużają wybranie tzw. Klasowej Trójki. W czasie jej wybierania, zupełnie jak i ich dzieci, z siebie nawzajem zrzucają odpowiedzialność i typują kogoś innego. Potem są śmiechy, hihy i historia się powtarza. 

Jadąc na zebranie w tym roku byłam trochę podekscytowana. Dawno nie byłam w mojej Alma Mater a słyszałam od siostry, że trochę się pozmieniało. A i owszem- boazeria ze ścian zastąpiona została różowym kolorem. Jak tłumaczyła pani dyrektor kolor wybierał sam kurator zabytków. Bo szkoła ów zabytkiem już od 1988 roku.Zaś na kolor różowym w początkach jej funkcjonowania skąpany był szkolny korytarz. 

Po szybkim rekonesansie udałam się do auli. Przed nią stało jeszcze kilka osób, a w niej grono zatroskanych rodziców, których dzieci zasiliły pierwsze klasy.
Im więcej rodziców przychodziło przed aulę, tym słabiej słychać było to co się w środku działo.
Wchodząc do auli wybrałam miejsce, usiadłam i nie wiem po co patrzę na wchodzących ludzi. Kobiety przeważnie wyglądały jakby szykowanie się na zebranie równe było z jakimś istotnym wydarzeniem towarzyskim. Panowie mniej wagi przywiązywali do tego w jakim stroju pokażą się na zebraniu.
Czekam na początek zebrania z panią dyrektor. Myślę sobie, że jak coś ma pójść źle to przecież tak się stanie. Więc nie ma co się przejmować. Przede mną siada mama mojego byłego. Nie wiem , czy mnie nie poznała, czy celowo zignorowała moje ciche Dzień dobry.
Pani dyrektor, chemica, nie za bardzo daje sobie radę w tych przemowach. Niby coś tam próbuje żartować, ale do tych śmiesznych żartów to jednak daleko. Ewentualnie może tylko ja tak myślę, bo słychać było śmiechy. Widać jestem kilkanaście lat i zmarszczek za nimi (czyli do przodu). Kiedy to co się miało to powiedzenia a ślina więcej na język słów nie przynosi- kończy się zebranie z panią dyrektor tegoż przybytku. 

Czas na zebranie klasowe. Już mylę kierunki, nie pamiętam gdzie owa sala się znajduje. Gdy do niej wchodzę muszę wpisać się na listę obecności. W klasie jest cholernie zimno. Potem siostra mówi mi, że wychowawca i zimą lubi szeroko okno otworzyć. Przypominają mi się lekcje fizyki zimą. 
Scenariusz zebrania praktycznie ten sam co rok temu. Rodzice patrzą się na siebie, na wychowawcą, na mnie. Siebie już trochę znają, siadają razem w ławkach. Śmiechy i hihiy. Czasem mam wrażenie, że im ludzie starsi tym ich poczucie humoru robi się żałośniejsze.
Nie trzeba na szczęście znowu siedzieć i czekać aż rodzice dobrowolnie zgłoszą się do pełnienia funkcji w Trojce Klasowej. Ci z zeszłego roku zgodzili się pełnić swoje funkcje. Tylko skarbnik taktycznie na zebraniu się nie pojawił, więc trzeba było tylko skarbnika wybrać. Rodzice byli tak bardzo nie chętni, że myślałam, że siedzieć  tam będę do 21.  
 W między czasie podliczyłam sobie ile muszę pieniędzy na opłaty (Rada Rodziców, ubezpieczenie, dziennik elektroniczny, xero, ochrona) przygotować. Wychowawca przeczytał listę dzieciaków, którzy już zapłacili za dziennik elektroniczny. O dziwo, siostra na tej liście się znajdowała. Odjęłam  dwadzieścia złotych od tego rachunku.
 Ostatecznie, by już i tak nie przedłużać wlokącego się jak ślimak spotkania, poczciwy i niepocieszony wychowawca-historyk sam zajął się finansami.  
Gdy po zebraniu wróciłam do domu, siostra oczywiście ciekawa pytała jak było, co ciekawego mówili na nim. Mówię jej, że zapomniała iż już za dziennik elektroniczny zapłaciła. Ona zaprzecza. Ktoś za nią zapłacił?
 Śmiejemy się.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz