Bycie starszą siostrą związane jest z wieloma nieprzyjemnymi sytuacjami,
zaskakującymi, śmiesznymi, przerażającymi, denerwującymi. I w sumie można by tak
wymieniać praktycznie w nieskończoność. Czasem zdarzają się takie, które nas zaskakują. Głównie tym, że trzeba w nich partycypować.
Wczoraj, już po raz trzeci, byłam na
szkolnym zebraniu.
Pierwsze zebranie na które poszłam, było gdy siostra jeszcze
była w gimnazjum. W szkole, którą i ja kończyłam. Szłam na zebranie, które miał
prowadzić mój były nauczyciel geografii a jej aktualny wychowawca.
Pamiętam, że
mnie poznał, być może trochę się zdziwił, że starsza siostra się zjawiła.
Pamiętam też tych rodziców; takich nijakich, siedzących cicho w ławkach,
chcących dostać karteczki z ocenami swoich dzieci (dziennik elektroniczny
jeszcze nie był w użyciu), usprawiedliwić nieobecności i pójść do domów.
To
zebranie trwało około kwadransa.
W zeszłym roku moja siostra poszła do liceum. I znowu
wybrała tę samą szkołę co ja.
Pierwsze zebranie w jedynce na jakie poszłam było ogólnie
pierwszym zebraniem w ciągu roku. Rodzice patrzą to na siebie to na wychowawcę
klasy, to na mnie. Bo ja tam wiekiem trochę nie pasowałam.
Wychowawca klasy
skojarzył mnie ze szkolnego korytarza. Albo zapamiętał to jak zabrał mi karty z
gołymi babami. Jedyne karty, które posiadałam (zresztą i tak pożyczone),
zostały mi skonfiskowane a ja sama zostałam oskarżona o rozpowszechnianie
niestosownych obrazków. Dostałam uwagę. Chyba była to moja jedyna uwaga na całe trzy lata liceum.
Wracając do tematu zebrania; rodzice bywają na nich
dziwaczni. Próbują żartować, ale jakoś za bardzo nie wychodzi im to. Niby każdy
chce wyjść jak najszybciej, ale w nieskończoność przedłużają wybranie tzw.
Klasowej Trójki. W czasie jej wybierania, zupełnie jak i ich dzieci, z siebie
nawzajem zrzucają odpowiedzialność i typują kogoś innego. Potem są śmiechy,
hihy i historia się powtarza.
Jadąc na zebranie w tym roku byłam trochę podekscytowana.
Dawno nie byłam w mojej Alma Mater a słyszałam od siostry, że trochę się
pozmieniało. A i owszem- boazeria ze ścian zastąpiona została różowym kolorem.
Jak tłumaczyła pani dyrektor kolor wybierał sam kurator zabytków. Bo szkoła ów
zabytkiem już od 1988 roku.Zaś na kolor różowym w początkach jej funkcjonowania skąpany był szkolny korytarz.
Po szybkim rekonesansie udałam się do auli. Przed nią stało
jeszcze kilka osób, a w niej grono zatroskanych rodziców, których dzieci
zasiliły pierwsze klasy.
Im więcej rodziców przychodziło przed aulę, tym słabiej słychać było to
co się w środku działo.
Wchodząc do auli wybrałam miejsce, usiadłam i nie wiem po co
patrzę na wchodzących ludzi. Kobiety przeważnie wyglądały jakby szykowanie się
na zebranie równe było z jakimś istotnym wydarzeniem towarzyskim. Panowie mniej
wagi przywiązywali do tego w jakim stroju pokażą się na zebraniu.
Czekam na początek zebrania z panią dyrektor. Myślę sobie,
że jak coś ma pójść źle to przecież tak się stanie. Więc nie ma co się
przejmować. Przede mną siada mama mojego byłego. Nie wiem , czy mnie nie poznała, czy celowo zignorowała moje ciche Dzień dobry.
Pani dyrektor, chemica, nie za bardzo daje sobie radę w tych
przemowach. Niby coś tam próbuje żartować, ale do tych śmiesznych żartów to
jednak daleko. Ewentualnie może tylko ja tak myślę, bo słychać było śmiechy.
Widać jestem kilkanaście lat i zmarszczek za nimi (czyli do przodu). Kiedy to
co się miało to powiedzenia a ślina więcej na język słów nie przynosi- kończy
się zebranie z panią dyrektor tegoż przybytku.
Czas na zebranie klasowe. Już mylę kierunki, nie pamiętam
gdzie owa sala się znajduje. Gdy do niej wchodzę muszę wpisać się na listę
obecności. W klasie jest cholernie zimno. Potem siostra mówi mi, że wychowawca
i zimą lubi szeroko okno otworzyć. Przypominają mi się lekcje fizyki zimą.
Scenariusz zebrania praktycznie ten sam co rok temu. Rodzice
patrzą się na siebie, na wychowawcą, na mnie. Siebie już trochę znają, siadają
razem w ławkach. Śmiechy i hihiy. Czasem mam wrażenie, że im ludzie starsi tym
ich poczucie humoru robi się żałośniejsze.
Nie trzeba na szczęście znowu siedzieć i czekać aż rodzice dobrowolnie zgłoszą się do pełnienia funkcji w Trojce Klasowej. Ci z zeszłego roku
zgodzili się pełnić swoje funkcje. Tylko skarbnik taktycznie na zebraniu się
nie pojawił, więc trzeba było tylko skarbnika wybrać. Rodzice byli tak bardzo nie
chętni, że myślałam, że siedzieć tam
będę do 21.
W między czasie podliczyłam
sobie ile muszę pieniędzy na opłaty (Rada Rodziców, ubezpieczenie, dziennik elektroniczny, xero, ochrona) przygotować. Wychowawca przeczytał listę
dzieciaków, którzy już zapłacili za dziennik elektroniczny. O dziwo, siostra na tej liście się znajdowała. Odjęłam dwadzieścia złotych od tego rachunku.
Ostatecznie,
by już i tak nie przedłużać wlokącego się jak ślimak spotkania, poczciwy i
niepocieszony wychowawca-historyk sam zajął się finansami.
Gdy po zebraniu wróciłam do domu, siostra oczywiście ciekawa
pytała jak było, co ciekawego mówili na nim. Mówię jej, że zapomniała iż już za
dziennik elektroniczny zapłaciła. Ona zaprzecza. Ktoś za nią zapłacił?
Śmiejemy się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz