Dawno mnie tu nie było.
Dawno nie było mnie w wielu miejscach.
Do niektórych chciałabym wrócić, gdy tylko nadarzyłaby się
ku temu okazja.
Do innych wróciłabym niechętnie, do jeszcze innych tylko i
wyłącznie pod przymusem.
Są takie miejsca, których unika się jak to się mówi –
jak diabeł święconej wody. Dlaczego?
Jest milion powodów. Zawsze, gdy wracam do
mojego rodzinnego miasta czuje pewien niepokój. Dobrowolny wygnaniec wraca do
stron lat dziecinnych. Tylko, że ten kraj lat dziecinnych, inaczej jak u Mickiewicza,
nie jest ani niezburzony wspomnieniami błędów ani nie jest czysty jak ta
pierwsza (pierwsza to która? Ta przedszkola?) miłość.
Tak to już jest, że piosenki, filmy, zapachy a nawet ubrania
kojarzą nam się (zakładam, że nie tylko mi) z konkretnymi ludźmi.
Piosenek
można unikać, wyłączyć radio, o ile takowego się słucha, filmu nie oglądać,
ubrania wyrzucić. Słuchanie piosenek, które niosą za sobą jakieś wspomnienia-
jest jak otwieranie pudełeczek ze wspomnieniami- niby brzmią czysto, myślimy,
że jest to wspomnienie niezaburzone, wspominamy daną sytuację i wydaje nam się,
że była taka rzeczywiście..Ale jednak jest w tym wszystkim coś zgniłego, jakaś
woń stęchlizny.
Najłatwiejszym i najbardziej skutecznym unikaniem
niewygodnych miejsc jest wyjazd na drugi koniec Polski. Nie wiem, czy to paranoiczne,
czy po prostu głupie.
Zawsze, gdy wracam do domu z jakąś obawą zaglądam za kolejny
róg. Zachowuję się jakbym była jakimś świadkiem koronnym. A przecież, mimo
wszystko, kocham to miasto i tęsknię za nim i za ludźmi, kiedy mnie w nim nie
ma.
Unikanie miejsc w mieście, które jest tak małe i tak
skondensowane jest dość ciężkie. Wydaje się wręcz nie do wykonania. Każdy
psycholog zapytałby się w jakim celu to
robię, jakie motywy kierują mną. Ciężko jest odpowiedzieć. Może dlatego, że one
przypominają osoby, przypominają jakieś poprzednie wcielenia, z których
niekoniecznie jest się dumnym. Chyba pamiętać jednak trzeba, że czyny z
przeszłości, których teraz się wstydzę, czynią mnie aktualną mną. Lepszą,
gorsza? Na to pytanie mogą odpowiedzieć jedynie osoby, które mnie znają nie od
wczoraj.
Tandetnie i pseudo-refleksyjnie. Bo bardziej niż kiedykolwiek przedtem zdałam sobie sprawę, że otacza mnie śmierć. Że jest to wydarzenie,
którego nie da się pojąć ani opisać normalnym słowami, zamknąć w codziennych
kategoriach. To coś, co jest nierzeczywiste. Niezależnie od tego jak bardzo byśmy
chcieli aby jej nie było, czy udawali, że jej nie ma, że nas to ona nie dotyczy.
Jedyne 'coś’, co jest na zawsze,
nieodwracalne i nie do zatrzymania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz