czwartek, 4 lipca 2013

Powrót córki marnotrawnej



Dawno mnie tu nie było.
Dawno nie było mnie w wielu miejscach.
Do niektórych chciałabym wrócić, gdy tylko nadarzyłaby się ku temu okazja.
Do innych wróciłabym niechętnie, do jeszcze innych tylko i wyłącznie pod przymusem.
Są takie miejsca, których unika się jak to się mówi – jak diabeł święconej wody. Dlaczego?
Jest milion powodów. Zawsze, gdy wracam do mojego rodzinnego miasta czuje pewien niepokój. Dobrowolny wygnaniec wraca do stron lat dziecinnych. Tylko, że ten kraj lat dziecinnych, inaczej jak u Mickiewicza, nie jest ani niezburzony wspomnieniami błędów ani nie jest czysty jak ta pierwsza (pierwsza to która? Ta przedszkola?) miłość.

Tak to już jest, że piosenki, filmy, zapachy a nawet ubrania kojarzą nam się (zakładam, że nie tylko mi) z konkretnymi ludźmi.
Piosenek można unikać, wyłączyć radio, o ile takowego się słucha, filmu nie oglądać, ubrania wyrzucić. Słuchanie piosenek, które niosą za sobą jakieś wspomnienia- jest jak otwieranie pudełeczek ze wspomnieniami- niby brzmią czysto, myślimy, że jest to wspomnienie niezaburzone, wspominamy daną sytuację i wydaje nam się, że była taka rzeczywiście..Ale jednak jest w tym wszystkim coś zgniłego, jakaś woń stęchlizny.
Najłatwiejszym i najbardziej skutecznym unikaniem niewygodnych miejsc jest wyjazd na drugi koniec Polski. Nie wiem, czy to paranoiczne, czy po prostu głupie.

Zawsze, gdy wracam do domu z jakąś obawą zaglądam za kolejny róg. Zachowuję się jakbym była jakimś świadkiem koronnym. A przecież, mimo wszystko, kocham to miasto i tęsknię za nim i za ludźmi, kiedy mnie w nim nie ma. 

Unikanie miejsc w mieście, które jest tak małe i tak skondensowane jest dość ciężkie. Wydaje się wręcz nie do wykonania. Każdy psycholog zapytałby się  w jakim celu to robię, jakie motywy kierują mną. Ciężko jest odpowiedzieć. Może dlatego, że one przypominają osoby, przypominają jakieś poprzednie wcielenia, z których niekoniecznie jest się dumnym. Chyba pamiętać jednak trzeba, że czyny z przeszłości, których teraz się wstydzę, czynią mnie aktualną mną. Lepszą, gorsza? Na to pytanie mogą odpowiedzieć jedynie osoby, które mnie znają nie od wczoraj. 

Tandetnie i pseudo-refleksyjnie. Bo bardziej niż kiedykolwiek przedtem zdałam sobie sprawę, że otacza mnie śmierć. Że jest to wydarzenie, którego nie da się pojąć ani opisać normalnym słowami, zamknąć w codziennych kategoriach. To coś, co jest nierzeczywiste. Niezależnie od tego jak bardzo byśmy chcieli aby jej nie było, czy udawali, że jej nie ma, że nas to ona nie dotyczy. Jedyne 'coś’, co jest na zawsze, nieodwracalne i nie do zatrzymania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz