sobota, 20 października 2012

Koniec tytułem wstepu, początek tytułem wspomnień.



Napiszę, wreszcie coś napiszę na bloga, który powstał już jakiś czas temu.
Dziś, po porannej lekturze jednej z popularnych gazet (nie zdradzę tytułu, żeby nie było, że reklamuję, czy coś w tym rodzaju, jednak to gazeta, którą można śmiało określić mianem porządnej pracy dla kobiet), stwierdziłam, ze chyba mam coś co powiedzenia. Głupio by było pisać nie mając do powiedzenia nic.

Na marginesie pewnego wywiadu wspomniane było jak to dzieci bawiły się kiedyś i jak bawią się dziś. Nie należę do zamierzchłych pokoleń, ale również mogę stwierdzić, że puste place zabaw napawają mnie przerażeniem. I nie chodzi o to, że nie ma dzieci, które mogłyby sie na nich bawić. Są, jest ich całe mnóstwo. Widzę je jak rano człapią do szkół, jak z nich w podskokach wracają. I zatapiają się w grach, w telewizji, jak przypuszczam. 
Pokolenie moich rodziców może mówić, że my, dzisiejsi dwudziestolatkowie spędzaliśmy na dworze niewiele czasu, ale to nieprawda.
Oczywiście, że korzystałam z takich pożeraczy czasu jak telewizor. Z lubością oglądałam Czarodziejki z księżyca, Księżniczkę łabędzi, czy Zbuntowanego anioła. Ten ostatni był emitowany wieczorem i częściej jednak jak emisję odcinka wybierałam łapanie ostatnich promieni słońca na jednym z placów zabaw.                                                   
 Wtedy nie były one bezpieczne. Wszystko metalowe, już od dawna zżerane przez rdzę. Pamiętam, że kiedyś kolega spadł ze ślizgawki, z tego ‘mostka’ miedzy drabinką a zjeżdżalnią. Rozciął sobie głowę, do dnia dzisiejszego ma całkiem pokaźna bliznę.  
   Nie zliczę też ile razy sama, podczas akrobacji na trzepaku, spadałam z niego i z płaczem szłam do domu, by zaraz znowu iść na podwórko i się wygłupiać. Piaskownica, osiedlowym posiadaczom kotów, służyła za wkład( to niestety nie była jeszcze era żwirków) do kuwet. Nie mogli oni jednak w nieskończoność wynosić piasku z piaskownicy, przecież jego ubytek w końcu by ktoś zauważył, więc zużyty piasek z  powrotem grzecznie odnosiły do dziecięcej piaskownicy. Nierzadko można było podczas stawiania babek natknąć się na kocią kupę, którą braliśmy za glinę.                       W przeczytanym przeze mnie wywiadzie padło pytanie czy interlokutorzy bawili się w sekrety, przy czym po tym słowie nastąpiło wyjaśnienie, czy owe sekrety są, ot, żeby młodsi czytelnicy wiedzieli. Ale ja wiem! Też się w to bawiłam. Oczywiście tajemna wiedza o tym została mi przekazana przez matkę, nie wymyśliłam tego sama. Miałam takie szczęście, że moja rodzicielka nie należała do matek sadzających swoje dzieci przed telewizorem i zajmujących się sobą. Rysowała ze mną, lub dla mnie, żebym mogła sobie pokolorować. Wolałam jej rysunki niż te z kolorowanek. To w jaki sposób dziecko spędza wolny czas zależy tez od jego rodziców. Moi oboje pracowali, a jednak po swojej pracy i po moim przedszkolu byli w stanie znaleźć dla mnie czas. 
  Miałam mnóstwo lalek barbie. Prosiłam mamę żeby szyła mi dla nich kreacje. Później nauczyłam się tego sama. Do tej pory mam kilka najlepszych ciuszków gdzieś schowanych, tak do kompletu z ulubionymi lalkami. Na pamiątkę, dla moich (teoretycznych) dzieci, by widziały czym się bawiłam. Nie rozumiem tej manii wyrzucania wszystkiego (nie jestem jakimś zbieraczem, nie miałam nigdy problemu z tym by oddać miśki, mniej lubiane lalki czy ubrania do domu dziecka). Mam takie poczucie, że z chęcią zobaczyłabym stroje, w które ubierały się moje babcie, maja matka, kiedy były w moim wieku, ale tego nie ma, powyrzucały. Bo kto pomyślał, że ktoś kiedyś może się tym zainteresować.


Dzisiaj dzieciaki grają w gry komputerowe w te na xboxie(ja nawet nie wiem, czy się różnią od siebie w jakiś znaczący sposób..), które niewątpliwe sa w stanie rozwijać chociażby koordynacje ruchową ręka-oko, czy coś takiego (mnie tego brakuje).Ale czy to rozwija więzi międzyludzkie? Pomaga w procesie socjalizacji? Czy rozwija wyobraźnię?                           
 Jestem ciekawa co by się stało, jaki byłby rezultat dania dzieciakom w wieku wczesnoszkolnym rzeczy z pozoru bezużytecznych; jakiegoś korka, kasztanów, butelki, włóczki, patyków. Po jednym przedstawicielu z pokolenia mojego, z pokolenia dzisiejszych około ośmiolatków, z pokolenia moich rodziców i dziadków..Z oczywistych powodów jest to niestety niemożliwe. 

****
Początki, niezależnie czy chodzi o zrobienie pierwszej zupy, nauczenia się jazdy an rowerze, czy  napisania pierwszego posta - są ciężkie.Najcięższa w tym wszystkim jest chyba mobilizacja i świadomość, że te pierwsze próby nieczęsto są udane i nieczęsto przynoszą pozytywne skutki, pochwały. Jednak te pierwsze próby muszą zostać przedsięwzięte po to by bez jakichkolwiek obaw o porażkę móc jeździć na rowerze, gotować, czy jak to jest w moim przypadku - pisać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz