Zbliżają się święta (tak naprawdę
to mało istotne jakie, ważne, że będzie kilka dni wolnego) i właściwie nie
miałam zamiaru nic pisać w najbliższym czasie na bloga, ale zostałam prawie, że
zmuszona. Nie, nikt mnie nie błaga o teksty. Nie o to chodzi. Zostałam zmuszona.
Jest coś, co mnie cholernie wkurza, bo powstają wokół tego niesamowicie
mroczne, wypaczające całą ideę, legendy. Mam na myśli Przystanek Woodstock.
Dlaczego o tym?
Czysta ciekawość zaprowadziła mnie na bloga ponoć najlepszego
polskiego bloggera. O ile przymiotnik ‘najlepszy’ skojarzymy z chamstwem i nachalną
eksploatacją własnych poglądów i brakiem respektowania zasady audiatur et
altera pars. W sumie w takim
społeczeństwie żyjemy, nie dopuszczamy do siebie myśli, że ktoś inny, poza nami
samymi może mieć inne zdanie, może mieć prawdę odpowiadającą jemu. Przecież
niektóre prawdy funkcjonują na zasadach konwencjonalizmów.
Do rzeczy. Według autora jego idealna partnerka powinna być osobą, która nigdy nie była i nie będzie na Przystanku Woodstock.
Do rzeczy. Według autora jego idealna partnerka powinna być osobą, która nigdy nie była i nie będzie na Przystanku Woodstock.